poniedziałek, 8 września 2014

MITCH ALBOM: Zaklinacz czasu

weheartit.com



10:48 zaczynam pisać ten post.

Wszystko wskazywało mi na to, że ta książka przypadnie mi do gustu. Autor – Mitch Albom – ma magiczne pióro, spod którego wychodzą piękne historie, które odbijają się w głowie echem jeszcze długo po przeczytaniu, okładka, zarówno polska jak i amerykańska ozdobiona pięknymi zegarami na łańcuszku, mówią same za siebie. Choć wszyscy zarzekamy się, że nie oceniamy książki po okładce to czas przyznać, że kłamiemy. Więc tak: piękna okładka miała wpływ na to, że książka mnie do siebie nawoływała. U mnie to już jakoś tak jest, że książka musi swoje odleżeć, po tę też nie sięgnęłam od razu, ale jak już się spotkaliśmy to się polubiliśmy.

 

Książka, która zmienia życie


Człowiek − pan życia i, o zgrozo! śmierci, rozsiada się wygodnie w swoim fotelu i czeka aż czas przeleci mu przez palce, a w końcu zadaje pytanie: Jak to, już? Kiedy ten czas minął? Jak ja go wykorzystałem? Ha, no właśnie.
Wtedy pojawia się Mitch Albom z tą dziwną przypowieścią, każe nam się puknąć w czoło i przypomnieć sobie, że czas to naprawdę pieniądz. A nawet więcej.

Sytuacja A: Tysiące lat temu. Dor i Alli odczuwają pierwsze mocniejsze bicia serca na swój widok. Chłopiec jako pierwszy na ziemi dokonuje obliczeń i kalkulacji.
Sytuacja B: Sarah Lemon jest nastolatką wychowującą się bez ojca. Nie może porozumieć się z matką. Zbyt inteligentna, wybijająca się ponad przeciętność, nie akceptowana przez siebie i przez kolegów ze szkoły. Skrzywdzona przez chłopaka-marzenie, chce zabrać swój czas.
Sytuacja C: Victor Delamonte jest bogaczem i uznalibyśmy go za szczęściarza gdyby nie jeden mały szczegół – rak, który dźwiękiem przypominającym tykanie bomby, odmierza mu czas. Chce więcej czasu. Chce nieśmiertelności.

Trzy zupełnie różne postaci połączone czasem i w czasie.

Autor sam określa tę opowieść jako parabolę. Nie można się nie zgodzić. Uniwersalne prawdy zawarte w tej książce są tylko przypomnieniem czytelnikowi, żeby nie patrzył na zegarek albo żeby patrzenie na zegarek nie było tylko bezsensownym odliczaniem czasu do bliżej nieokreślonego czegoś. Podchodzi do tematu korzystania z życia z zupełnie innej strony niż dotychczas, nie próbuje suchymi faktami i anegdotkami naprowadzić nas na ścieżkę opisaną jako tu nie zmarnujesz życia, bo będziesz robił dużo fajnych rzeczy. Nie, on pokazuje ścieżkę: masz czas i to wszystko czym dysponujesz. Weź potrzebne Ci przyrządy i wypełnij go w jakiś logiczny sposób.
Dzięki temu, że często zwraca się do czytelnika, na przykład: zastanówcie się nad słowem czas (właśnie! Zastanówcie się!), ma się wrażenie prawdziwości opisywanych zdarzeń i łatwo jest przełożyć je na swoje życie. Przecież też jestem Sarah Lemon i chciałabym nierzadko przyspieszyć upływ czasu, bo tak baardzo nie mogę się czegoś doczekać. Jestem też Victorem Delamonte, bo przecież nie chcę nigdy umierać, przeraża mnie myśl, że kiedyś czas się skończy.
Albom nie owija w bawełnę − jesteśmy beznadziejni jeżeli chodzi o odczuwanie i docenianie go. Ciągle chcemy go więcej, mniej, wcale.
Dlatego kiedy czytam tę książkę i do niej wracam, nie czuję, że marnuję czas. A kiedy odkładam ją na bok to wiem, że nie na długo, bo ciągle musimy przecież sobie przypominać o tych najbardziej prymitywnych narzędziach, które zostały nam przydzielone zupełnie za darmo.

11:40 kończę pisać.

 

Dla kogo?


Każda rozumująca istota powinna tę książkę przeczytać, bo to naprawdę dobra pozycja.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz