wtorek, 26 sierpnia 2014

JAKUB ŻULCZYK: Zrób mi jakąś krzywdę, czyli wszystkie gry video są o miłości




Rzygi, chuje, wódka


Imprezy studenckie mają to do siebie, że lubią trwać. Dniami. Mają też to do siebie, że znajdują się na nich różni ludzie i dzieją się na nich różne rzeczy. Dawid na jednym z takich melanży poznaje młodziutką Kaśkę
o chłopięcej wręcz urodzie. Opisuje ją jako malutką, chudziutką i tak białą, że wręcz przezroczystą. Podczas gdy wszyscy wlewają w siebie wodospady alkoholu, on skupia swoją uwagę na piętnastolatce grającej
w Nintendo. Zakochuje się w niej o czym nie omieszkuje co akapit informować zarówno samą zainteresowaną jak i czytelników.
Tło wydarzeń jest kwintesencją polskości i ukłonem w stronę naturalizmu. Język dostosowany do przeciętnej grupy rodaków − przekleństwo za przekleństwem, wódka, zagrycha i znowu „ruchanko” lub „walenie konia”.

Fajne Studenty

Jeśli to jest Mont Everest polskiego lovestory, to o ja biedna Polko.
Klimacik w książce to taki namiotowo-rockowo-alkoholowo-letni zachód słońca i pisząc to mam dokładnie to na myśli. Jeśli chce się poczuć ten klimacik najlepiej czytać ją właśnie latem (trafiłam!). Choć u mnie przeleżała na dysku dużo ponad rok (czytałam jej elektroniczną wersję, będąc w podróży… znowu trafiłam) po dwóch podejściach polegających na przeczytaniu kilku stron, rzucałam ją w kąt dysku komputera, myśląc „a niech zostanie, może kiedyś coś mi się przestawi i ją grabnę”. Jej grabnięcie zajęło mi około półtora tygodnia.
Lubię w tej lekturce kreatywność w podejściu do miłości, jest wiele cytatów, które można uznawać jako podwaliny do napisania tegoż dzieła. Chociaż wydaje mi się, że nie o miłości ta książka miała być,
a o upadłym patriotyzmie, który jest przereklamowany, a narrator-filozof zaraża czytelnika rozczarowaniem tym wszystkim, co obok, a miłość, którą odczuwa ma być dla niego ratunkiem, aby sam nie przesiąkł marnością unoszącą się w powietrzu.
Lubię też bohaterów, mimo wszystko. Są tak różni, że można by napisać tę historię z perspektywy bohaterki Kaśki i jestem pewna, że byłaby to zupełnie inna opowieść, przedstawiona w inny (ciekawszy?) sposób. Chociaż w książce jej przezroczystość można by odnieść nie tylko do fizyczności, ale ogółu. Jest bierna
i małomówna, a to, co już z jej ust wychodzi mija się z oczekiwaniami.
Czy ta książka sprawia, że czujemy się zniesmaczeni? W pewnym stopniu tak.
Czy żałuję, że ją przeczytałam? Nie. W końcu mam ją za sobą i pozbyłam się presji przeczytania jej więc chociaż dlatego było warto.

Dla kogo?


Ze względu na wulgaryzmy w ilości hurtowej oraz  „momenty”, stwierdziłabym, że to książka do przeczytania od 16+ choć wiem, że dzieciaki z podstawówki znają więcej najróżniejszych przekleństw niż ich dwudziestoletni koledzy, to zachowajmy choć pozory przyzwoitości.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz